2025/03/02
Foto/co/dziennik - dlaczego prowadzę fotograficzny notatnik
Czy właśnie zbudowałem klon Instagrama, na którym jest tylko jedno konto – moje? Wszystko na to wskazuje, więc wypadałoby się z tego wytłumaczyć, choćby pokrętnie i węzłowato.
No to Bartek, po co ten foto/co/dziennik?
Któregoś dnia obudziłem się i poczułem, że potrzebuję przestrzeni, w której nie muszę być śmiertelnie poważny, mogę eksperymentować i pozwalać sobie na potknięcia. Bardzo zależało mi też na tym, żeby nie łapać się w uzależnieniowe pułapki social-mediów (pisałem o tym tutaj).
Pomysł notatnika do ćwiczenia regularnego fotografowania i myślenia obrazem wydał mi się strzałem w dziesiątkę. I tak powstał foto/co/dziennik.
Fotografuję w nim spotkanych znajomych i nieznajomych. Koncerty. Architekturę. Książki. Przyrodę. Sceny z życia kotów. Miasto i miejską poezję. Migawki, rozbłyski i detale z marginesu.
A może i tematy, które mogą rozwinąć się w pełnoprawne projekty – tu (znając proporcje) spoglądam trochę w stronę Nan Goldin, Daido Moriyamy czy Williama Egglestona, których twórczość jest raczej wypadkową dokumentu, sztuki i zwykłego życia, niż "decyzyjnego momentu".
Zaglądam do książek. W roku 1974 roku fotografka Lisette Model pisała w magazynie Aperture o estetyce fotografii codziennej: (..) jesteśmy przytłoczeni (..) kulturą naśladownictwa, dlatego ulgą jest oglądanie zdjęć, które są bezpośrednie i zwyczajne, a ich autorzy robią je dlatego, że mają taką potrzebę – nie zastanawiając się specjalnie nad tym, czy są dobre czy nie.
Pół wieku później te słowa brzmią na tyle aktualnie, że chętnie zaadaptuję je na artystyczne motto. W końcu robię zdjęcia także dlatego, że mam na to ochotę i mam taką potrzebę.
Będę się starał, aby foto/co/dziennik stał się – pożyczając termin od projektu Zofii Rydet – rodzajem spontanicznego zapisu. Obiecuję, że zdjęć nie zabraknie i zapraszam Cię do oglądania – miesiąc po miesiącu.
Zdjęcia możesz znaleźć klikając w miniatury na głównej stronie albo używając linku w górnym menu.