2025/02/06

Zakopane. Ferie. Notatka z pamięci

Wieczór. Kurs jest spóźniony, kierowca złorzeczy, bo ledwo zamknie drzwi, a na przystanek dobiegają pajace w kolorowych ciuchach i na migi błagają, żeby otworzył.

Ikonka w telefonie kręci się, czekam, ale zasięg to pojawia się, to znika, zacina się jak uczeń niespodziewanie wyrwany do odpowiedzi, taki co to przecież nie umie i nic na to nie poradzi, choćby nauczyciel powoli literował: L, T, E.

W sklepie pełno, ale i tak wchodzą, wpychając nas coraz głębiej w alejki z chipsami, piwem, z chemią domową. Utknęliśmy, sprasowani w labiryncie, jak wąż z gry na starej Nokii, który w końcu uderza w ścianę albo zjada własny ogon.

Z krzaków na równi wyszła sarna i natychmiast otoczyli ją ludzie z telefonami, filmują niespodziewane safari z wypiekami na twarzy. Te telefony są nawet ważniejsze od bąbelków, co to podchodzą bliżej i bliżej, aż łania podnosi i przekrzywia głowę, jakby myślała - po co ryć w śmietniku, skoro pyzate mięsko samo wbiega pod nogi.

Potem schronisko, z tych mało trudnych, za to bardzo popularnych. Panowie przysiadają się, czy panie pozwolą, a dziewczyny chichoczą szykiem przestawnym: no, jak będziemy na pan sobie mówili, to się pogniewamy, w górach wszyscy są równi, na co panowie rechoczą z zadowoleniem i przedstawiają się, Marek, Piotrek, Paweł, a dziewczyny mówią: o, to jak apostołowie i od razu wyciągają dereniówkę. Z czego to? - pyta najbardziej rumiany i zaciąga się papierosem, no z derenia, a to nie słyszałem o takim zwierzęciu, to drzewo debilu, mówi drugi, wszyscy się śmieją, a rumiany szybko odzyskuje rezon i zarządza, że wieczorem wszyscy spotykają się na termach, chociaż jasne jest, że już nigdy się nie spotkają, a w saunie to już najbardziej nie.

Wieczór. Kurs jest spóźniony, kierowca złorzeczy, bo ledwo zamknie drzwi, a na przystanek dobiegają pajace w kolorowych ciuchach i na migi błagają, żeby jeszcze otworzył. Następny za godzinę, więc w końcu ulega, po czym klnie - tak, żeby dobrze słyszeli - i jak ja mam kurwa jeździć na czas, kolorowe ciuchy natychmiast zaczynają się oburzać, że może trochę uprzejmiej i że wyślą skargę, wtedy tylko dodaje gazu, aż autobusem rzuca na zakrętach. Pętla.

Wszystkiego jest za dużo, wszystko jest za późno albo zbyt szybko. Wiruje nowy dworzec z betonu, wiruje chory na grypę szpital - staramy się unikać pacjentów jak możemy - mówią lekarze, tylko siwy pies oparł głowę o bar, jest głuchy, ślepy i nie ma jednej łapki, mieści się za to pod kurtką i lubi zapach piwa. A od gór znów ciągnie ciepło, trzeba na to wszystko machnąć ręką i poczekać do rana.


Jeśli spodobał Ci się ten tekst, zapraszam Cię do newslettera, w którym piszę o nowych tekstach i zdjęciach. Możesz też zasubskrybować bloga przez kanał RSS.